wtorek, 5 października 2021

Odporność I - napój z kurkumą

    Odkąd żyjemy w pandemicznych czasach, najważniejszym hasłem w kategorii "zdrowie" jest dla mnie ODPORNOŚĆ. Należę do osób rzadko chorujących na grypę czy przeziębienie. Nie odczulam też zachorowania na Covid-19. Nieskromnie przyznam, że duża jest w tym moja własna zasługa. 


Napój z kurkumą


Mocno skupiam się na dbaniu o naturalną odporność organizmu. W moim przekonaniu, efekty są widoczne i zadawalające. Wiem, że nie zagwarantuję sobie doskonałego zdrowia i życia wolnego od wirusów, ale pomimo, że w ciągu ostatniego miesiąca przeziębieniowego chorowali chyba wszyscy w moim najbliższym otoczeniu, ja utrzymałam się w zdrowiu i dobrej kondycji. 



Napój na odporność 





Dlatego rozpoczynam tutaj mały cykl postów dotyczących odporności, w których będę opisywać sprawdzane przeze mnie, naturalne sposoby na życie bez grypy i przeziębienia. 


NAPÓJ Z KURKUMĄ I IMBIREM

Dawno temu, kiedy Covid-19 zaczynał zbierać swoje żniwo, szukałam ciekawych i prostych przepisów na mikstury odpornościowe. Znalazłam gdzieś propozycję wypijania codziennie na czczo szklanki gorącej wody z kurkumą. Gdzieś dalej, czytałam artykuł o zbawiennym działaniu imbiru w walce z wirusami. Dodałam do tego jeszcze trochę witamin i coś przeciwzapalnego. Tak powstał pyszny, poranny napój antygrypowy. 


CZEGO POTRZEBUJESZ:

  • szklanka gorącej wody
  • dwa plasterki cytryny ze skórką
  • łyżka kurkumy
  • łyżka mielonego imbiru
  • łyżka miodu
  • szczypta pieprzu cayenne


GORĄCA WODA jest zastrzykiem energii z rana, znacznie lepszym niż kawa, bo z pewnością nie spowoduje bólu głowy. Przyspiesza metabolizm, usprawnia pracę jelit, dzięki czemu mamy łatwiejszą drogę do zaaplikowania naszemu organizmowi porannej dawki odporności.

CYTRYNA znalazła się w moim odpornościowym napoju mimo, że nie jest największym nośnikiem witaminy C. Cytryna zawiera jednak rutynę, dzięki której organizm lepiej przyswaja podaną mu witaminę oraz wolniej ją traci. 

KURKUMA wraz z witaminą C tworzą mistrzowski odpornościowy duet. Niszczy bakterie i wirusy, które dostają się do organizmu. Czytałam artykuły o działaniu kurkumy konkretnie na wirus grypy. Co ważne, kurkuma aktywuje receptory witaminy D, a jak wiadomo, ta naturalnie sprzyja zwalczaniu infekcji. 

IMBIR - mówi się, że leczy przeziębienie. Nie bez przyczyny od wieków jest dodawany do herbaty, na pierwsze objawy infekcji. Nazywany jest naturalnym antybiotykiem. Działa termogenicznie, poprzez rozgrzanie organizmu pomaga usunąć szkodliwe toksyny i pomaga w uwalnianiu objawów przeziębienia. 

MIÓD dostarcza organizmowi witaminy i enzymy niezbędne w zwalczaniu wirusów. W przypadku tego napoju, ma też duże walory smakowe. Dzięki niemu odpornościowa mikstura jest przepyszna i zdrowo uzależnia :) 
 
PIEPRZ CAYENNE ma właściwości przeciwzapalne, ponieważ dzięki kapsaicynie blokuje rozwijanie się stanów zapalnych w organizmie. 

Prawdopodobnie wszystkie te składniki masz już w domu. Wystarczy wszystko razem wymieszać i wypijać rano, przed śniadaniem czy kawą. 

Ja piję taki napój już od około roku, mniej lub bardziej regularnie, jednak nadal wiernie. 





Naturalna odporność




Home made medicine

czwartek, 19 marca 2020

COVID 19, Homo Sapiens i Planeta Ziemia



      Świat przeżywa dramat. Epidemia. Pandemia. Panika. Kwarantanna. Wirus. Apokalipsa. Wszyscy umrzemy.
       Może tak, może nie. Raczej nie. Jak podaje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, w okresie od 8 do 15 marca na grypę zachorowało w Polsce 158677 osób. W tym samym czasie na koronawirus zapadły 172 osoby. Nie mnie oceniać powagę sytuacji, jednak w moim odczuciu statystyki dają pewne pokrzepienie. Powiedziałabym nawet, że uspokajają. Mimo to, w ciągu pierwszych kilku dni po ogłoszeniu pandemii nasz kraj ogarnęła ogromna panika. Śledząc włoską ignorancję oraz nieudolność tamtejszego rządu i społeczeństwa w zapanowaniu nad chorobą, wyciągnęliśmy wnioski. Zamknęliśmy szkoły, restauracje, kluby, puby, odwołaliśmy imprezy, spotkania, przynieśliśmy pracę do domu i zamknęliśmy się, każdy w swoich czterech ścianach. A to wszystko w przeciągu zaledwie 3 – 4 dni. Ja jestem pod wrażeniem. Od tego czasu jako społeczeństwo wykazujemy się ogromnym zrozumieniem dla sytuacji, dojrzałością i solidarnością. Brawo MY. Ale co teraz? Co dalej?
      Teraz będzie tylko lepiej! Już spieszę z wyjaśnieniem. Wyjdź na balkon i wykonaj głęboki wdech. Czujesz? Oprócz W KOŃCU czystego powietrza, dookoła unosi się zapach świeżego prania i płynu do szyb. Wszyscy sprzątamy. Szorujemy mieszkania. Pierzemy koce, pościele, narzuty, dywany, pokrowce, masowo pozbywamy się roztoczy, które wiadomo, mimo że niewidoczne, znacznie zagrażają naszemu zdrowiu. Jakże czysto, zdrowo i pachnąco będzie teraz
w naszych mieszkaniach! A wszystko dzięki temu, że nagle mamy na to czas. A co się dzieje, gdy już wszystko jest posprzątane? Parzymy miętę lub dobrą kawę i czytamy odkurzone wcześniej książki. Rozpoczynamy kolejne sezony seriali. Przytulamy się. Piszemy blogi, nagrywamy podcasty. Pieczemy chleb. Malujemy dzieciom buźki. W przeglądarkę internetową wpisujemy: „jak zrobić w domu ciastolinę”. I tak całe popołudnie, cały dzień. Telefony aż się grzeją, gorąca linia na okrągło, z mamą, z dziadkiem, z siostrą, z przyjaciółmi. - Jak się dzisiaj czujecie? - Co gotowałaś? - Gdzie to przeczytałeś? - Pamiętasz jak w zeszłym roku, w maju paliliśmy ognisko nad rzeką? To były czasy.
       Teraz też są czasy. Czasy, w których została nam dana szansa, żeby zobaczyć to, na co byliśmy już zupełnie ślepi. Żeby zacząć od nowa. Nagle w naszych głowach obudziła się troska o siebie nawzajem. Masowy przekaz telewizyjny na temat zagrożenia życia spowodował otrzeźwienie. Rozmawiamy cały czas. Dzwonimy do ludzi, z którymi kontakt dawno już wygasł. Piszemy do siebie. Przypominamy sobie. Chcemy, żeby wróciło. Żeby trwało.
       Portale społecznościowe donoszą, że troszczymy się nie tylko o swoich bliskich
i znajomych. Masowo angażujemy się w akcje pomocowe, gotujemy dla lekarzy, robimy zakupy ludziom starszym i przebywającym na kwarantannie. Zrobiliśmy zapasy, pewnie niepotrzebne, ale potrafimy się teraz nimi podzielić i mądrze nimi gospodarować. Szukamy potrzebujących. Nawracamy tych, którzy uznali, że nie muszą się podporządkowywać. Brawo. Brawo. Brawo.
       Po wielogodzinnych rozmowach z bliskimi oraz wielu przemyśleniach spowodowanych bieżącą sytuacją, troska wchodzi mocniej. Idzie dalej. Zaczynamy myśleć co robimy. Nagle naturalną rzeczą wydaje się, że czerniejący już lekko banan nadaje się idealnie na smoothie, albo do omleta, albo do muffinek, do naleśników, albo nawet jako maseczka na twarz! A jeszcze dwa tygodnie temu taki sam banan wylądowałby w koszu. Doceniamy i szanujemy, być może z powodu braku pewności, że w przyszłości nadal będziemy to mieć.
       Do dnia dzisiejszego turystyka praktycznie przestała istnieć. Oczywiście, przyniosło to wiele szkód i dramatów dla przedsiębiorców, z tej branży. Jednak spójrzmy dalej... Do Wenecji przypłynęły delfiny. Już się nie boją, już nie ma czego. Podobnie, w wielu innych miejscach pojawiły się gatunki zwierząt, ryb i ptaków, wcześniej ukrywające się z dala od tłumów turystów. W Egipcie krystalicznie czystą wodę opanowały meduzy. Na Malcie plaże nigdy nie wyglądały tak dziko i czysto. Przyroda jest bezpieczna. W tym momencie jej nie zagrażamy. Podnosi się, zmartwychwstaje. Dzięki jednemu wirusowi pojawiła się szansa, że nie zniszczymy doszczętnie naszej planety. Siedzimy w domu. Daliśmy Ziemi żyć.
          Epidemia przekłada się na dyscyplinę. Myjemy ręce, ale i patrzymy na ręce. Na swoje i na cudze. Zastanawiamy się nad tym co robimy. Upominamy się nawzajem. Uważamy. Myślimy
o przyszłości. O przyszłości w szerszym kontekście niż my sami. Nie chodzi już o karierę. Chodzi
o przetrwanie. Chyba dociera do nas, że omal nie zniszczyliśmy świata, w którym żyjemy. Koronawirus sieje strach, ale obok niego idzie nadzieja i nasza druga szansa.
        

        Świat przeżywa dramat. Epidemia. Pandemia. Panika. Kwarantanna. Wirus. Apokalipsa? Wszyscy umrzemy? Raczej nie. Przetrwamy, a przy tym otrząśniemy się z marazmu i egoizmu. Zaczniemy lepiej. Wszystko na to wskazuje. To są NASZE czasy.



Fot. Mateusz Szczepanik





Fot. Mateusz Szczepanik


środa, 29 stycznia 2020

Babcia Celinka poleca Geranium!








        Wbrew pozorom, mamy zimę. Śniegu nie ma, za to jest zimno, szaro i brzydko. Są też przeziębienia. Mniej lub bardziej, jednak chorują wszyscy dookoła. 

Ja, po powrocie z Malty, oprócz wiecznego przeziębienia cierpię na ogólne niezadowolenie, brak chęci na cokolwiek, zmartwienie, znużenie i zmęczenie. Podejrzewam, że nie ja jedna mam ten polsko-zimowy syndrom depresyjny. 

Razem z Babcią Celinką mamy oczywiście złoty środek (właściwie to zielony) na wyleczenie tych, co lekko przeziębieni oraz tych, co mocno zmartwieni.

Tadadadammmm GERANIUM! Większość z was pewnie nawet ma tę roślinę w domu. 





Geranium, znane też jako Anginka lub Cytrynka to roślina sprowadzona do Polski z Afryki. Jej hodowla nie jest skomplikowana, Anginka rośnie szybko i wymaga jedynie regularnego podlewania. 
Cytrynkę używamy głównie do inhalacji w przypadku kataru i kaszlu. Ten fakt nikogo nie dziwi, ponieważ roślina ma bardzo silne walory zapachowe. Wiadomo też, że kilka liści Geranium warto dodać do herbaty, aby uzyskać cytrusowy aromat i bogactwo witaminy C. Ta zaś podnosi odporność organizmu w okresach przeziębiennych. Liście anginki wykorzystuje się też do leczenia zapalenia ucha. Roślina ma silne właściwości bakteriobójcze i wypłasza drobnoustroje, dlatego zwinięty listek ułożony bezpośrednio w zewnętrznej części ucha przynosi szybki efekt przy wczesnym stadium tego typu dolegliwości. W polskich domach często płuka się też gardło herbatką z Geranium, w przypadku anginy lub po prostu bólu gardła. 

Geranium ma jednak więcej zalet. Babcia traktuje roślinę również jako naturalny odświeżacz powietrza. Przechodząc obok niej delikatnie trąca jej gałązki, dzięki czemu silny zapach cytrusów na długo unosi się w mieszkaniu. Cytrynka to także jedna z tych cennych roślin w domu, które oczyszczają powietrze. Liście rośliny pokryte są włoskami te zaś mimo, że nie są przyjemne 
w dotyku, spełniają bardzo ważną rolę - pochłaniają pyły zawieszone. W związku z tym warto pamiętać, aby do spożycia (herbatki, napary) wybierać młode listki rośliny. 


A teraz krótko o najważniejszych dla mnie właściwościach Geranium - uspokajających i odprężających (nasennych również). 
Aby wydobyć z rośliny właściwości uspokajające wystarczy zgnieść kilka listków i zdecydowanie wdychać intensywny zapach przez kilka minut. Powinno to przynieść szybkie odprężenie. Liście można też zalać wodą, dodać odrobin cytryny, goździków, cynamonu i wypić taki napar oglądając ulubiony serial. Taka mikstura obniża ciśnienie krwi i  koi nerwy. Najlepiej sięgnąć po nią wieczorem, ponieważ herbatka działa lekko nasennie. 
Razem z Babcią Celinką mamy jeszcze jedną geraniową miksturę uspakajającą. Jest to lemoniada z Geranium i miodem. 
Pokrojone listki rośliny zalewamy miodem i odstawiamy na 2-3 godziny. Następnie dodajemy sok z połowy cytryny i kilka szklanek wody. Po wymieszaniu całości cieszymy się egzotycznym smakiem zdrowej, relaksującej, odprężającej lemoniady.

















Zatem -  na zdrowie! I na dobranoc!


Wrzuć na pełny ekran ;)



czwartek, 4 lipca 2019

"Sklepowe" kremy naturalne

        Niedawno przeprowadziłam się na Maltę. Przyleciałam tutaj z jedną walizką, dlatego nie mogłam zabrać ze sobą mojej zielarni. Nie chciałam przerzucać się z tego powodu na chemiczne, drogie kosmetyki, dlatego ulubiony krem ( z tych kupowanych) zabrałam ze sobą. Postanowiłam podzielić się tutaj wrażeniami na temat wspomnianego kremu, bo naprawdę jest wart uwagi. 








Krem zawiera masło Shea, olej z rokitnika, pestek malin i słonecznika, witaminę E oraz skwalan roślinny z oliwy z oliwek.
(https://republikamydla.com/produkt/sunny-touch/)

Kosmetyk ma bardzo przyjemny owocowy zapach, najmocniej wyczuwalna jest malina. 
Krem kupiłam na targach "Ecotyki" jeszcze w Krakowie. Początkowo nie byłam przekonana... Do zakupu skłonił mnie głównie sprzedawca, który jako jedyny na całym targu nie był natarczywy i nie wmawiał mi, jakież to cuda przytrafią mi się w życiu po zastosowaniu kremu :D 
Przyniosłam krem do domu i nałożyłam na twarz. Sama konsystencja kremu już zrobiła furorę! Kosmetyk jest przyjemną, soczystą pianką o pięknym, pomarańczowym kolorze. Na twarzy krem okazał się bardzo tłusty. Martwiłam się, że nie nadaje się do stosowania na dzień. Po chwili okazało się jednak, że krem wchłonął się perfekcyjnie, a cera pozostała miękka jak nigdy wcześniej. Byłam zachwycona. 
Myślę, że muszę tutaj zaznaczyć, że producenci kremu nie wiedzą, że piszę ten tekst, nie jest to żaden post sponsorowany :D Ja po prostu jestem tym kosmetykiem szczerze oczarowana. Do tej pory zużyłam jeden słoiczek. Skóra mojej twarzy jest nawilżona, promienna, nie mam z nią żadnych problemów. 
Szczerze polecam!


















Podrzucam link do strony, gdzie oprócz najlepszego kremu na świecie możecie kupić również inne piękne, ekologiczne rzeczy: https://republikamydla.com/
























































wtorek, 8 stycznia 2019

Red Head naturalnie

Okazuje się, że można mieć ładny rudy na głowie, bez katowania włosów chemicznymi farbami. 

Zrobiłam to tak:





Kupiłam hennę z amlą i jatrophią Khadi. Teoretycznie to powinno wystarczyć dla uzyskania ładnego rudego odcienia, ale jeżeli można coś poprawić, to dlaczego tego nie zrobić?





Hennę zalałam gorącą herbatą (czerwona herbata i herbata z owoców leśnych). Wywar wlewałam powoli, jednocześnie mieszając, aby uzyskać konsystencję najbardziej wygodną do późniejszego nakładania henny na włosy. Gdybym wlała zbyt mało płynu, nie udałoby się równomiernie rozprowadzić henny. Zbyt duża ilość płynu spowodowałaby spływanie mieszanki z włosów. 










Dodałam łyżkę słodkiej papryki w proszku.





Zakwasiłam łyżeczką soku z cytryny.
Całość dobrze wymieszałam. Odstawiłam na 5 godzin.

Po tym czasie do mieszanki dołożyłam łyżkę odżywki do włosów Kallos Color, aby przy spłukiwaniu henny nie wyszarpać sobie połowy włosów. 
Całość nałożyłam na włosy i przetrzymałam przez dwie godziny. Po tym czasie umyłam włosy szamponem, rozcieńczonym w wodzie. 

Efekt był zadowalający :)













niedziela, 28 października 2018

Laminowanie włosów - żelatyna



Dzisiejszy post nadal w temacie włosów. Jeśli macie suche, szorstkie i puszące się włosy, nieprzyjemne w dotyku, to tutaj będzie dla Was coś extra :)

Wypróbowałam LAMINOWANIE WŁOSÓW. Jestem oczarowana efektem. Niestety zdjęcia nie oddają rezultatów... Żeby przekonać się o czym mówię, trzeba dotknąć moich włosów, albo wypróbować ten sposób na własnej głowie. Wiadomo, to drugie jest bardziej możliwe, dlatego opiszę dokładnie ten prosty sposób na miękkie, lśniące i zdyscyplinowane włosy.


Na początek, wrzucam zdjęcie moich włosów przed laminowaniem. Uwierzcie na słowo, że są szorstkie i twarde i układają się według własnych zasad, na które nie mam wpływu...













Przed laminowaniem zrobiłam sobie peeling skóry głowy, po czym umyłam włosy delikatnym szamponem ziołowym. Na mokre włosy nałożyłam mieszankę:

  • żelatyna spożywcza - 1 łyżkę rozpuściłam z 8 łyżkami gorącej wody
  • odżywka do włosów Kallos Color - 1 łyżka
  • olej ze słodkich migdałów - 1 łyżeczka


Podobno można użyć jakiejkolwiek odżywki (bez silikonów) i dowolnego oleju. 
Całość dobrze wymieszałam, nałożyłam na włosy, okręciłam folią i ręcznikiem i pozostawiłam na 40 minut. Po tym czasie spłukałam mieszankę z włosów samą wodą i wysuszyłam zimnym nawiewem. 







żelatyna




Kallos Color




olej ze słodkich migdałów













Na zdjęciu i filmiku moje włosy po zastosowaniu żelatyny z odżywką i olejem. Zapewniam, że są mięciutkie, sprężyste i błyszczące. Na prawdę polecam, warto wypróbować!









czwartek, 25 października 2018

Naturalny szampon w kostce


Ostatnio dopadła mnie obsesja na punkcie świadomej pielęgnacji włosów. Czytając rozmaite artykuły na temat tego co wolno, co trzeba, a czego się nie powinno robić z włosami, przypomniałam sobie, że mam w szafie kostkę naturalnej bazy na szampon do włosów, czekającą na swoje 5 minut. 

Zrobienie takiego szamponu w kostce jest bardzo proste. Kostkę wystarczy rozpuścić w kąpieli wodnej i dodać do niej najlepsze dla swoich włosów składniki. Następnie przelać do formy i pozostawić do wystygnięcia. Po pół godziny mamy gotowy naturalny, ekologiczny, zdrowy szampon do włosów. 

Dla swoich włosów wybrałam:
  • Olej rumiankowy, który dzięki swoim właściwościom łagodzącym i antybakteryjnym przywraca dobrą kondycję włosom i zapobiega wypadaniu.
  • Olej jojoba, który spełnia zadanie regulatora w przypadku włosów średnioporowatych oraz oczyszcza skórę głowy.
  • Olejek eteryczny rozmarynowy, działa pobudzająco na skórę głowy, dzięki czemu stymuluje porost włosów. 
  • Witamina E, zastosowałam ją przede wszystkim jako delikatny, naturalny konserwant, jednak wiadomo, że jest to witamina młodości, zatem w moim szamponie ma za zadanie uelastyczniać włosy i nadawać im połysk. 
Baza, której użyłam, to produkt z Ecoflores.eu.








Szampon w kostce jest praktyczny i wygodny w użyciu. Łatwo się pieni. Nie obciąża włosów, jest świetną bazą do dalszej pielęgnacji odżywkami, maskami czy olejami. Myślę, że fajnie sprawdzi się w podróży. Można wziąć ze sobą zaledwie mały kawałek, tym samym zaoszczędzić na ilości płynów w bagażu podręcznym :)

Wykonany z takiej bazy szampon można też dowolnie zafarbować barwnikami kosmetycznymi, podobnie jak mydełko glicerynowe. Ja jednak zrezygnowałam z barwnika, aby móc dodać więcej olejów.



szampon do włosów w kostce